Scott Adams, twórca Dilberta, ogłosił wczoraj:
"Choć nie zgadzam się ze stanowiskiem Romneya w większości kwestii, od dziś popieram jego kandydaturę na prezydenta".
Dlaczego? Wszystko z powodu marihuany.
Scott obraził się na prezydenta Obamę za to, że za jego rządów władze federalne zamykają produkcje marihuany na potrzeby medyczne w Kalifornii. Stan ten dopuszcza medyczne użycie konopii indyjskich - władze federalne Stanów Zjednoczonych: nie. W czasie poprzedniej kampanii wyborczej Obama obiecywał, że jego administracja nie będzie na siłę zamykała sklepów z marihuaną, ale tej obietnicy (jak i kilku innych) nie dotrzymał i federalna agencja DEA (Drug Enforcement Administration) zamyka miejsca zajmujące się legalną (w świetle kalifornijskiego prawa) sprzedażą medycznej marihuany. Głośna jest ostatnio sprawa niejakiego Aarona Sandusky'ego, właściciela takiego punktu, któremu grozi 10 lat w przepełnionym kalifornijskim więzieniu.
Można zrozumieć oburzenie Scotta, który pomstuje na działania prezydenta, o którym dobrze wiadomo, że w młodości nie stronił przecież od trawki. Czyżby jednak kandydat Republikanów zmienił nagle zdanie i stał się zwolennikiem legalizacji marihuany? Nic podobnego. Cytując jego rzecznika:
"Gubernator Romney od dawna sprzeciwia się używaniu marihuany z jakichkolwiek powodów. Sprzeciwia się legalizacji narkotyków, w tym marihuany dla celów medycznych. Z pełną siłą będzie egzekwował federalne prawa antynarkotykowe i będzie sprzeciwiał się jakimkolwiek próbom legalizacji".Jaki jest na to argument Adamsa?
"Romney będzie zapewne kontynuował narkotykową politykę administracji Obamy. Ponieważ jest jednak kameleonem i pragmatykiem, nie można być tego pewnym".
Czyli będzie głosować na Romneya - z którym się nie zgadza - bo ten nie ma żadnych poglądów i często zmienia zdanie? No cóż, takie wyjaśnienie bez problemu wyobrażam sobie w ustach Szefa Dilberta, ale nie wiem czy akurat z nim chciałby się identyfikować Adams.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz