wtorek, 23 października 2012

Konie i bagnety

Zgodnie z nową tradycją, każda debata tegorocznej kampanii przynosi wysyp jakichś memów. Po pierwszej mieliśmy Wielkiego Ptaka z Ulicy Sezamkowej, po drugiej "skoroszyty pełne kobiet", po wczorajszej debacie, nikt chyba nie ma wątpliwości, co stało się hitem: konie i bagnety.


Ostatnie starcie obu kandydatów poświęcone było polityce zagranicznej, głównie Bliskiemu Wschodowi. Romney generalnie zgadzał się z Obamą prawie we wszystkim, ale musiał też kilka razy wyrazić swój krytycyzm. Sprzeciwiając się cięciom w wydatkach na armię (no jasne, to w końcu tylko 700 miliardów rocznie) zarzucił prezydentowi, że amerykańska marynarka wojenna jest obecnie najmniejsza od 1917 roku. 

Obama, mistrz ciętej riposty, odparował: 
Wspomniał pan choćby o marynarce i o tym, że mamy mniej statków niż w roku 1916. Cóż, gubernatorze, mamy też mniej koni i bagnetów, bo natura prowadzenia wojny uległa zmianie. Mamy tak zwane lotniskowce na których mogą lądować samoloty. Mamy okręty, które pływają pod wodą, nuklearne łodzie podwodne. To nie jest gra w statki, gdzie liczy się statki, ale kwestia naszych priorytetów.
Nie wspominając o tak lubianych przez Obamę dronach bojowych


Choć Romney ma rację co do liczb (nawiasem mówiąc, wziętych z raportu konserwatywnego think tanku Heritage Foundation), to proste liczenie ilości statków - bez brania pod uwagę kontekstu, realiów politycznych i bojowych - jest, po prostu, idiotyczne. Zresztą, gdyby mimo wszystko Romney upierał się, że największe znaczenie ma rozmiar, musiałby przyznać, że Obama odniósł niebywały sukces, gdyż za jego kadencji liczba okrętów wzrosła o 10% w porównaniu z prezydenturą Busha. Auć.

Na koniec nieciekawa ciekawostka: nauka posługiwania się bagnetem była częścią podstawowego szkolenia każdego amerykańskiego żołnierza do lipca 2010 roku, a ostatnie bojowe wykorzystanie amerykańskiej kawalerii konnej miało miejsce w 1942 roku.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz