O tym, że Partia Republikańska wycina ze swoich szeregów umiarkowanych polityków, piszę już od dawna. Do listy grzechów głównych dzisiejszej, radykalnej GOP zalicza się też wspieranie praw gejów. W Senacie (gdzie kilkoro Republikanów zagłosowało za zezwoleniem gejom i lesbijkom na jawną służbę w armii) może się jeszcze upiec, ale biada tym Republikanom, którzy poparli zboczeńców na poziomie stanowym.
Mark Grisanti, senator stanowy z Nowego Jorku (dokładniej z Buffalo), jako jeden z zaledwie trzech Republikanów zagłosował w zeszłym roku za ustawą wprowadzającą w tym stanie małżeństwa osób tej samej płci. Z prawyborów wyszedł zwycięsko (choć nie było łatwo) i w listopadzie ma duże szanse na wygraną - zwłaszcza po wsparciu ze strony Michaela Bloomberga, potężnego burmistrza NYC, który popiera (także finansowo) centrowych kandydatów z obu partii.
Nie wszyscy jednak życzą Grisantiemu dobrze. Tajemniczy "Komitet Ocalenia Partii Republikańskiej w hrabstwie Erie" wyprodukował przeciwko niemu naprawdę odjechane ulotki - zarzucając mu, że za swój głos "za" wziął pieniądze od gejowskiego lobby, a także (i to jest naprawdę niezłe), że z powodu Grisantiego synowie bogobojnych mieszkańców Buffalo zaczną uprawiać wyuzdany seks z innymi mężczyznami (sic!).
Ba, gdybyż to było takie proste!
Żeby było zabawniej - twórcą tej ulotki i jedynym członkiem "Komitetu" okazał się Matthew Ricchiazzi, niedoszły kandydat Republikanów na burmistrza Buffalo: 23-letni prawnik, pół-Hindus i... otwarty biseksualista. Zdjęcia, którymi opatrzył ulotkę, "pożyczył" z dość popularnej strony z gejowskim porno - bez zezwolenia, dodajmy. Kiedy cała sprawa wyszła na jaw, Richiazzi ostatecznie nie rozesłał ulotek. A szkoda, bo rzeczona wytwórnia dość bezwzględnie ściga piratów.
No cóż: złe to czasy, kiedy jeden liberalny Republikanin atakuje drugiego liberalnego Republikanina dlatego, że jest zbyt liberalny. Kto wie, może też dlatego nie zostało ich już zbyt wielu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz