poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Don Draper: Tricky Dick

Chris Matthews, kontrowersyjny dziennikarz liberalnej telewizji MSNBC, zestawił Baracka Obamę z Donem Draperem. Skojarzenie, jak rozumiem, ma być takie: Obama, jak Draper, jest jednostką nieprzeciętną, ale popełniającą błędy i nie potrafiącą odnaleźć się w pogarszającej się sytuacji. Choć wizualnie jest to zestawienie atrakcyjne, to jednak zważywszy na wyniszczającą wojnę domową w szeregach GOP wydaje się jednak być diagnozą nieco zbyt pesymistyczną. Poza tym Drapera i Obamę nie łączy zbyt wiele – ot, w 2009 r. znaleźli się na liście najbardziej wpływowych mężczyzn świata (Obama na trzecim, Draper na pierwszym), no i obu porównywano do Kennedy'ego tak często, że stało się to wręcz nudne.


Kilka la temu Gary R. Edgerton w ciekawym tekście „JFK, Don Draper, and the New Sentimentality”, zwrócił uwagę na liczne podobieństwa między Kennedym a Draperem – przystojni (na miarę ówczesnych standardów), męscy, zawsze nienagannie ubrani ludzie sukcesu, u boku mają piękne i eleganckie żony, a inne kobiety same wchodzą im do łóżka. Obaj symbolizowali „nowy sentymentalizm”, styl który zdominował lata 60. Kennedy go stworzył i spopularyzował – Draper jest jego najlepszym ambasadorem w XXI wieku.

Jeśli chodzi o Obamę, to z Kennedym łączy go mniej styl (choć nie bez znaczenia były też oczywiście młodość oraz „wizualna atrakcyjność” jego i małżonki), a bardziej oczekiwania z jakimi obejmował prezydenturę. JFK kojarzy się Amerykanom jak najlepiej, w sondażach regularnie uważany jest za jednego z najlepszych prezydentów, a USA za jego rządów wciąż jawi się jako mityczna kraina powszechnej szczęśliwości (na ogół wbrew faktom – co, właśnie w dużej mierze demaskują „Mad Meni”). Stąd stała nadzieja Amerykanów na powrót „złotego wieku” i nieustanny konkurs na „nowego Kennedy'ego”, w którym od czasu do czasu próbują startować amerykańscy politycy – w tym Obama, któremu w 2008 roku udało się przekonać większość Amerykanów, że tak jak Kennedy (bardzie ten wyobrażony. niż realny) będzie politykiem zmiany, nowego początku etc.

Logicznym wnioskiem byłoby zatem zestawienie Obamy, „współczesnego JFK”, z Kennedy'emu podobnym (Amerykanie mają na to dobre określenie kennedyesque) Draperem. Sęk w tym, że sam Draper na zewnątrz może i przypomina JFK, ale tak naprawdę jest kimś innym – Dickiem Whitmanem, któremu znacznie bliżej do Richarda Nixona. I sam to nawet mówi (patrz klip poniżej).

Urodzeni na wsi, od dzieciństwa harujący na farmie, pokornie znoszący nędzę, upokorzenia, bicie przez pijanego ojca i oziębłość matki, Richard „Dick” Nixon oraz Richard „Dick” Whitman wszystko co mieli osiągnęli z jednej strony ciężką, katorżniczą pracą, z drugiej zaś nieczystymi zagraniami, a niekiedy nawet oszustwem.

Nie mieli możliwości studiowania na Harvardzie czy Yale (Nixon dostał tam nawet stypendium, ale musiał zrezygnować z powodów finansowych) i w obu wykształciła się niechęć do uprzywilejowanych klas wyższych wschodniego wybrzeża, ich elitarności, klasowych i rasowych uprzedzeń. Widać to zarówno w zetknięciu Drapera/Whitmana z bitnikami z Greenwich Village, jak i ze zblazowanymi Kalifornijczykami – nie wspominając już o coraz mniej, z serii na serię, skrywanej niechęci do Rogera Sterlinga.

Dla obu służba w wojsku okazała się przełomem – dla Nixona stała się przepustką do kariery w Kongresie, dla Whitmana okazją do zerwania z poprzednim życiem, odrodzenia się jako Draper – pierwszy produkt tego wybitnego copywritera. Niepewny siebie tchórz przeobraża się w idealnego mężczyznę na nowe, nadchodzące czasy, którego za kilka lat będzie uosabiał JFK. Przemiana jest jednak długotrwała i nigdy nie stanie się kompletna. W Draperze istnieją zarówno Nixon, jak i Kennedy; zarówno „stare”, jak i „nowe”; zakompleksiony nie znoszący elit parweniusz, jak i członek tychże elit, książę Manhattanu.


Nic zatem dziwnego, że Draper nie przepada za Kennedym (w wyborach 1960 roku wszyscy w Sterling Cooper wspierają Nixona – z wyjątkiem Pete'a Campbella, antypatycznego nowojorskiego arystokraty) – przypomina mu niewygodną prawdę o sobie samym. Ponieważ jednak jego praca polega tworzeniu produktów, które spotkają się z zainteresowaniem, widzi, że przyszłość należy do Kennedych, a nie Nixonów – dobrze wypadających przed kamerą produktów piaru. Jak w 1 serii mówi Campbell: „Prezydent jest produktem, nie zapominaj o tym”. Nawiasem mówiąc, zrozumie to również sam Nixon, który wygra wybory prezydenckie w 1968 roku, dokonując najbardziej spektakularnego wyboru w historii amerykańskiej polityki.

A co z Obamą? No cóż, urodził się w 1961 roku, czyli z grubsza w tym samym momencie w którym synek Peggy Olson. Na razie z matką i ojczymem szykuje się do przeprowadzki do Indonezji. Kiedy w 1971 roku wróci do Stanów prezydentem będzie Nixon i będzie to już bardzo inna Ameryka, przeorana przez wojnę w Wietnamie, konflikty rasowe, emancypację kobiet i czarnych etc., czyli wszystko to, z czym – sądząc ze świetnego pierwszego odcinka 5 serii – będą musieli stanć twarzą w twarz nasi ulubieni seksiści i rasiści ze Sterling Cooper Draper Pryce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz