Oto zdjęcie z października zeszłego roku. Hillary Clinton, lecąc do Libii, w ciemnych okularach czyta coś (pisze?) na swoim blackberry.
Kiedy się pojawiło, Reuters pisał, że może zaszkodzić Clinton, która wygląda na nim niekorzystnie, jak "zmęczona i przepracowana kobieta". Nie bardzo wiem, dlaczego dowód na to, że ktoś ciężko pracuje miałby działać na jego niekorzyść - i rzeczywiście.
Tymczasem dziś mija tydzień od pojawienia się bloga "Texts From Hillary", który przebojem zdobył internet, w ciągu 24h mając jakieś milion pincet wejść. Koncepcja jest - jak to zwykle bywa w takich wypadkach - bardzo prosta. Hillary wysyła zasadnicze i złośliwe wiadomości do Marka Zuckerberga, Sary Palin, Ryana Goslinga etc.
9 kwietnia, (po 5 dniach) twórcy bloga, Stacy Lamb i Adam Smith zostali zaproszeni do Departamentu Stanu i następnego dnia spotkali się z Hillary, która sama opublikowała na ich blogu jednego mema. Sama powiedziała, że najbardziej lubi ten z Goslingiem.
Co się stało? Może nie wszyscy pamiętają, więc przypomnę. W 2008 roku, choć w prawyborach zdobyła odrobinę więcej głosów niż Obama, przegrała z nim walkę o nominację Demokratów, a także walkę o miłość mediów i internetu. W kontraście z Barackiem "Change" Obamą przedstawiano ją jako symbol zgniłych kompromisów i starego establishmentu, którego pycha została ukarana. Naśmiewano się z jej wyglądu i cech charakteru (genialna Amy Poehler w "Saturday Night Live").
Tymczasem dziś, Hillary nigdy jeszcze nie cieszyła się taką popularnością. Jej pracę jako sekretarza doceniają prawie wszyscy - pozytywną opinię ma o 66% Amerykanów, w tym 40% Republikanów (sic!). Okazało się, że te same cechy za które ją krytykowano, w sytuacjach kryzysowych postrzegane są jako atut - ok, może nie jest najpiękniejsza i najmilsza (choć - jak właśnie widać - pozory mylą), ale jest twarda, zdecydowana, kompetentna i pracowita. A ostatecznie to chyba (niespodzianka!) jest jednak ważniejsze na jej stanowisku. Jak najlepiej ujął to sam Lambe:
“Ludzie próbowali zrobić z niej sukę, podczas gdy ona jest po prostu najważniejszą suką-przywódcą (the head bitch in charge)" .
Rzecz jasna, podsyciło to krążące od pewnego czasu spekulacje na temat ewentualnego startu Hillary w wyborach 2016 roku. Podawany czasem argument o zbyt zaawansowanym wieku można włożyć między bajki. Będzie miała 69 lat - tyle samo, co Reagan, kiedy zostawał prezydentem trzydzieści lat temu. Kluczowym pytaniem jest oczywiście to, czy ona sama będzie chciała startować ponownie. W odpowiedzi na sugestie części mediów, że mogłaby zamienić się miejscami z Joe Bidenem i zostać wiceprezydentką, wyraźnie odpowiadała, że nie jest tym zainteresowana. Wprost mówi też, że nie będzie sekretarzem stanu w ewentualnej drugiej administracji Obamy, a także wielokrotnie sugerowała, że przymierza się do wycofania z polityki w ogóle.
Ale cztery lata to bardzo dużo czasu, a sama Hillary najlepiej wie, że w polityce nie ma nic pewnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz