środa, 13 lutego 2013

State of the Media

Wczorajsze orędzie Obamy do narodu pokazało nowego prezydenta - polityka, który nie tylko ma jakieś poglądy, ale też jest gotów walczyć o ich realizację, nawet z Kongresem; prezydenta który przynajmniej ma wolę przełamania inercji, bezwładu, gnuśności, będącą od jakiegoś czasu dominującą cechą amerykańskiej polityki; wreszcie prezydenta, który po 30 latach ostatecznie zerwał (przynajmniej w sferze deklaracji) z Reaganowskim "government is not the solution to our problem, government is the problem" - "państwo nie jest rozwiązaniem problemu - państwo jest problemem". Choćby tylko z tego powodu było to orędzie wyjątkowe i zasługujące na wyjątkową uwagę, bez względu na to, czy ktoś się z Obamą zgadza czy też nie.


Tymczasem, co zobaczyliśmy? Amerykańskie media były całkowicie pochłonięte trwającym w tym samym czasie pościgiem za zabójcą policjantów z Kalifornii - wydarzeniem może i ciekawym, ale przecież wcale nie wyjątkowym, ot, czymś w rodzaju prawdziwszego niż zazwyczaj reality show. Większość stacji relacjonowała pościg do momentu w którym Obama wszedł do sali posiedzeń Izby Reprezentantów. Część telewizji - głównie lokalnych, kalifornijskich - w ogóle zignorowała orędzie, podobnie jak niektórzy z obecnych na sali posiedzeń, którzy jednym uchem słuchali prezydenta, śledząc na smartfonach  sprzeczne doniesienia na temat pościgu.

Po skończonym przemówieniu media wróciły do omawiania obławy, zamiast zająć się analizowaniem przemówienia prezydenta. Nie znaczy to, że temat orędzia został zignorowany. Gazety czy poważne portale w rodzaju Politico zajęły się omawianiem wystąpienia Obamy oraz republikańskiej odpowiedzi, wygłoszonej przez wschodzącą gwiazdę GOP, senatora Marco Rubio z Florydy. Co jednak przyciągnęło największą uwagę w internecie? Nowa "Watergate", tzn. niezręczny sposób w jaki Rubio przerwał swoje wystąpienie, żeby napić się wody (marki Poland Springs, nawiasem mówiąc). 

Dyktatura "oglądalności", zajmowanie się atrakcyjnymi głupotami, a nie wymagającymi więcej od widza sprawami istotnymi; skupienie na detalach, a nie na treści; robienie z igły widły; kolejny przypadek żenującej praktyki dodawania "gate" do każdej, najdurniejszej "aferki". State of the Media, jaki wyłania się z podejścia mediów do wczorajszego State of the Union, jest bardzo zasmucający.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz