sobota, 2 lutego 2013

Burmistrz

Każdy, kto oglądał The Wire, wie jak wygląda zarządzanie dużym amerykańskim miastem, balansowanie między różnymi grupami interesów, użeranie się z radą miejską, zwalczanie przestępczości, łatanie dziur w niedomykającym się budżecie, a wszystko to przy równoczesnej próbie zapisania się trwale w historii miasta. Tommy Carcetti czy Tom Kane są jednak postaciami fikcyjnymi (no, powiedzmy), tymczasem w piątek zmarł jeden z trzech XX-wiecznych burmistrzów Nowego Jorku (obok Fiorello LaGuardii i Rudy'ego Giulianiego), którzy swoje miejsce w historii miasta mieli zagwarantowane jeszcze za życia – Ed Koch.


Koch tchnął w Nowy Jork nowego ducha po załamaniu z lat 70., które dobrze znamy z Taksówkarza, Serpico, The Bonfire of Vanitiesetc. W 1975 roku przez chwilę zdawało się, że Nowy Jork spadnie w przepaść, kiedy prezydent Gerald Ford odmówił dofinansowania dla bankrutującego miasta, ale dwa miesiące zmienił zdanie. Apogeum upadku miasta był słynny blackout w 1977 roku, kiedy w środku upalnego lata Nowy Jork na dwa dni został pozbawiony prądu, w wielu dzielnicach dochodziło do masowych podpaleń, rabunków etc. Dotychczasowy burmistrz przepadł z kretesem, a nowojorczycy wybrali Kocha, kandydującego z pozycji reformatorskich, centrowego Demokratę, jak sam określał się „zdrowym na umyśle liberałem”.

Swoje urzędowanie zaczął od wprowadzania oszczędności, na tym nie poprzestał. Przede wszystkim zaczął inwestować w mieszkania komunalne, w zapuszczone (eufemistycznie rzecz ujmując) dzielnice, jak Harlem czy – zwłaszcza – Południowy Bronx, który w wielu miejscach przypominał nie tyle nawet slumsy w jakimś kraju Trzeciego Świata, ile powojenne ruiny Warszawy.


Prezydent Jimmy Carter na Charlotte Street w Południowym Bronxie, 1977 rok.

To właśnie Koch ostatecznie zerwał z polityką Roberta Mosesa, wszechpotężnego szefa miejskiego planowania, w którego wizji miasto podporządkowane było głównie samochodom. Zamiast burzyć kolejne kwartały pod budowę wielopasmowychautostrad w centrum miasta, Koch zaczął pompować pieniądze w komunikację miejską, szczególnie w sypiące się, posmarowane graffiti metro, z którego wtedy nie korzystał nikt, kto robić tego nie musiał. Jeśli dziś chwali się Nowy Jork za zupełnie niezły transport publiczny, to jest to w bardzo dużym stopniu zasługą Kocha, który rzucił metru koło ratunkowe. 

To on zaczął politykę, którą z takim powodzeniem kontynuuje Bloomberg, tzn. ogromnego inwestowania w parki miejskie, na czele z Central Parkiem, do którego w latach 70. nikt rozsądny nie wchodził po zmroku, ale i za dnia stanowiło to spore ryzyko. Choć wielu ludzi (zwłaszcza w Polsce) uważa, że to Rudy Giuliani uratował Nowy Jork, prawda jest taka, że grunt pod jego sukcesy położył właśnie Koch.

Barwna osobowość burmistrza też pomogła Nowemu Jorkowi. Łysy jak kolano, brzydki jak noc, klnący jak szewc, namiętnie podkreślający swoją żydowskość Koch mówił co uważał, bez owijania w bawełnę (a czasem co mu ślina na język przyniosła), co przynosiło mu sympatię jednych, ale też potrafiło zaszkodzić. W czasie jakiegoś strajku kierowców razem z mieszkańcami wyklinał głośno strajkujących, innym razem podobno doprowadził do łez całą radę miasta. Na pytania o swoją orientację seksualną odpowiadał krótko: "Fuck you". W 1982 roku, kiedy próbował zostać demokratycznym kandydatem na gubernatora stanu, zbyt otwarcie zaczął narzekać na ewentualną przeprowadzkę do „małej mieściny”, gdzie „nic nie ma”. 

Dla całego stanu był zbyt nowojorski, ale do swojego miasta pasował idealnie, w latach 80. stając się jednym z jego symboli. Na podstawie jego autobiografii powstał nawet musical na Broadwayu, gdzie jedną z piosenek było jego sztandarowe „How'm I doin'?”, którym zaczepiał ludzi na ulicy.

Ich zdaniem radził sobie chyba nieźle, skoro wybrano go aż trzy razy (podówczas był to rekord, który wyrównał dopiero Bloomberg), ale z czwartą mu się nie udało. Pogrzebały go skandale korupcyjne, od których nie jest wolny żaden długoletni burmistrz żadnego dużego miasta w Stanach Zjednoczonych, a także kiepskie stosunki z czarnoskórymi mieszkańcami Nowego Jorku. 

Wrócił do praktyki adwokackiej, ale zajął się też pisaniem książek dla dzieci i kryminałów, a także recenzowaniem restauracji. Jego wielką miłością były filmy, które zjadliwie recenzował na stronie Mayor at the Movies, chętnie też grywał samego siebie, w Muppetach, Klubie pierwszych żon czy Seksie w wielkim mieście. Zbiegiem okoliczności zmarł w dniu premiery filmu dokumentalnego o sobie - Koch.


Koch i Muppety

Zostanie pochowany na zabytkowym cmentarzu Trinity Church, na górnym Manhattanie, gdzie kupił sobie miejsce za 20 tysięcy dolarów. Mówił: „nie chcę opuszczać Manhattanu, nawet kiedy umrę. Przeraża mnie myśl o przenosinach do New Jersey".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz