Jak doskonale wiemy z popkultury, kiedy prezydentem jest Afroamerykanin, zagłada jest pewna. W Dniu zagłady, za rządów Morgana Freemana, w stronę ziemi pędziła asteroida; w Left Behind, serii eschatologicznego science-fiction, prezydent Louis Gossett Jr. musi mierzyć się z samym Antychrystem; a Tom Lister, w Piątym Elemencie, z Wielkim Złem. W 2012 odwracały się bieguny Ziemi, a prezydent Danny Glover ginął zmieciony przez tsunami wraz z całym Waszyngtonem. Nic zatem dziwnego, że częśc Amerykanów ze zgrozą wygląda 21 grudnia 2012 roku - zwłaszcza po reelekcji Obamy.
Z troski o nerwy dzieci (sic!), władze Stanów Zjednoczonych postanowiły zatem zabrać głos i uspokajają na oficjalnej stronie USA.gov: kalendarz Majów nie kończy się w 2012 roku, do ziemi nie zbliża się ani wielka kometa, ani ukryta planeta X, nie nastąpi nawet odwrócenie ziemskich biegunów. I odsyłają do strony NASA i eksperta tej agencji. Amerykańscy naukowcy donoszą: końca świata nie będzie, możemy spać spokojnie.
Ale czy na pewno? Wszyscy pamiętamy, że prezydenci ogłaszając prawdę o nadchodzącej zagładzie w ostatniej chwili, a wcześniej zapewniają, że wszystko jest w jak najlepszym w porządku.
Jeśli zatem jakieś amerykańskie dziecko naoglądało się filmów i teraz drży z przerażania w oczekiwaniu na nadchodzącą katastrofę, a następnie przeczyta uspokajające wyjaśnienia amerykańskich władz (Pogłoski o końcu świata to tylko pogłoski), na sto procent zacznie szukać schronu.
Świetna robota!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz