Ameryka żyje sprawą generała Davida Petraeusa, szefa CIA, który podał się do dymisji, kiedy na jaw wyszedł jego romans z dziennikarką, autorką jego biografii. To, co początkowo wydawało się zwykłą, banalną historią o małżeńskiej niewierności, szybko rozrosło się do niebywałych rozmiarów. Na jaw wychodzą kolejne zaskakujące szczegóły, a cała sprawa zaczyna przypominać "Tajne przez poufne" braci Coen.
Okazuje się, że zazdrosna kochanka generała, Paula Broadwell, zaczęła nękać emailami Jill Kelley, przyjaciółkę państwa Petraeusów, którą podejrzewała o podrywanie "jej mężczyzny". Zaniepokojona tonem tych maili Kelley poinformowała o nich swojego znajomego agenta FBI, który zajął się sprawą bardzo dokładnie - do tego stopnia, że zaczął wysyłać Kelley swoje zdjęcia bez koszulki i ostatecznie został odsunięty od sprawy. Wtedy poinformował o romansie szefa CIA kilku republikańskich polityków. Sama Kelley wymieniała w tym czasie "potencjalnie niestosowną korespondencję" z następcą Petraeusa w Afganistanie, generałem Johnem Allenem. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze emocjonalnie niestabilna siostrą bliźniaczka Kelley, Natalie, której obaj generałowie, Petraeus i Allen, pomagali w sądowej walce o opiekę nad dziećmi. Dla tych, którzy się gubią, oto wykres, przygotowany przez niezawodnego Gawkera:
W tak purytańskim (wciąż) kraju jak Ameryka, oczekuje się moralnej niezkazitelności od osób publicznych - a już szczególnie od idealizowanych bohaterów, do których z pewnością należał Petraeus. Zbyt wysokie standardy bywają jednak zgubne. Czy najważniejszym kryterium oceny kogokolwiek powinno być to, czy potrafi dochować wierności małżeńskiej? Wbrew pozorom, można chyba być niewiernym mężem i zarazem dobrym generałem/politykiem/szefem oganizacji. Zdrada małżeńska nie powinna chyba być wystarczającym powodem do dymisji, nawet jeśli stoi w sprzeczności z wojskowym kodeksem postępowania.
Argument, że z powodu swojego romansu szef CIA może być szantażowany przez wrogi wywiad, pachnie trochę zbytnio Zimną Wojną. W dzisiejszych czasach mało co da się ukryć, jak pokazuje choćby omawiany przypadek, więc i możliwości szantażu są mocno ograniczone. Jakoś nie wyobrażam sobie sytuacji w której Petraeus - bojąc się ujawnienia swojego romansu - wydaje Chińczykom amerykańskich agentów. Bez przesady.
Problemem było raczej to, że Petraeus złamał zasady bezpieczeństwa, których jako szef CIA powinien przestrzegać najlepiej. Dlatego generał podał się do dymisji - i dlatego prezydent ją przyjął. Petraeus wymieniał pikantne maile z Broadwell przy użyciu prywatnego konta na Gmailu, a na jej komputerze FBI znalazło dokumenty wywiadu oznaczone klauzulą "tajne". On twierdzi, że nie zdobyła ich od niego - ona to potwierdza, ale faktem jest, że kochanka szefa CIA wiedziała rzeczy, których wiedzieć nie powinna była. W końcu, używając jej własnego określenia, miała "bezprecedensowy dostęp" do Petraeusa. Choć, jak się nad tym zastanowić, być może miała na myśli co innego.
PS: Choć o nominacji prezydenckiej Republikanów Petraeus może już zapomnieć, w nowej grze z serii "Call of Duty", "Black Ops II", w 2025 roku jest sekretarzem obrony w administracji niejakiej pani prezydent Bosworth. Zawsze coś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz