Jak już wiemy, biali mężczyźni głosowali głównie na Romneya, ale ich poparcie nie było wystarczające, gdyż za Obamą opowiedziało się 93% Afroamerykanów, 73% Azjatów, 71% Latynosów, a do tego - last, but not least - 55% kobiet, które bardzo często określa się największymi zwyciężczyniami tych wyborów.
W Senacie zasiądzie rekordowe 20 kobiet. 1/5 składu to może nie tak dużo, ale jak na izbę w której nadal nie ma ani jednego przedstawiciela czarnych Amerykanów (14% społeczeństwa), to i tak jest nieźle. Nie wspominając już o tym, że owe 20% to i tak więcej niż w Izbie Reprezenantów, gdzie kobiet będzie jakieś 17%.
Z kolei stan New Hampshire od stycznia przyszłego roku będzie pierwszym stanem w historii z wyłącznie żeńską reprezentacją w Kongresie: oba miejsca w Senacie i oba w Izbie Reprezenantów zostaną obsadzone przez kobiety. Będzie miał również panią gubernator.
A co by było, gdyby w Stanach wciąż obowiązywały dawne prawa, dające prawo głosu wyłącznie białym mężczyznom? Mapa wyborcza - jak obliczył serwis Buzzfeed - według stanu z 1850 roku wyglądałaby tak:
15 poprawka dała prawo głosu wszystkim mężczyznom - przynajmniej w teorii, bo od lat 70. tzw. prawa Jima Crowa de facto pozbawiły tego prawa czarnych z Południa. Zanim jednak to nastąpiło, około roku 1870, mapa wyglądałaby tak:
W 1920 roku prawo głosu otrzymały kobiety:
W 1971 roku obniżono wiek uprawniający do głosowania do 18 roku życia. Oto jak rozłożyłyby się głosy dziś, gdyby dalej obowiązywały "stare" zasady. Jak widać, jest to pierwszy scenariusz w którym Obama wygrywa, ale o włos.
Pouczające. Nic dziwnego, że przed wyborami niektórzy Republikanie próbowali utrudnić głosowanie mniejszościom, a teraz krzywią się na ostateczny wynik wyborów i narzekają na elektorat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz