Styl paranoiczny w amerykańskiej polityce, o którym pisał Richard Hofstadter w latach 60., ma się wciąż znakomicie. Dziś największym z prawicowych oszołomów jest Glenn Beck, który z wariactwem w oczach rozrysowuje na tablicach swoje teorie spiskowe w których wszystko łączy sie ze wszystkim, a także wzywa do gromadzenia broni i obrony przed komunistyczną dyktaturą Husseina Obamy, która chce zamykać "prawdziwych Amerykanów" w obozach FEMA.
Glenn Beck broni też prawdziwych Amerykanów przed zgniłymi, lewicowymi elitami, propagującymi "obrazoburczą sztukę". Ostatnio poszło - co nie jest zaskakujące - o Obamę, a konkretniej o obraz Michaela d'Antuono pod tytułem Truth, pokazujący prezydenta w pozie ukrzyżowania, z koroną cierniową na głowie. Choć teoretycznie może to być kpina z retoryki mesjanistycznej, która towarzyszyła pierwszemu wyborowi Obamy, chodzi raczej o to, że Obama jest krzyżowany przez prawicę niczym Jezus. Estetycznie obraz jest bardzo średni, przypominający - paradoksalnie - malowidła Jona McNaughtona o których pisałem w maju.
Trzeba przyznać, że Beck walczy z "obrazoburczą sztuką" metodą znacznie kreatywniejszą niż poseł Tomczak z rzeźbą papieża autorstwa Maurizio Cattelana. Zamiast niszczyć, zajął się tworzeniem. Oto przygotował własne dzieło sztuki - w dużym słoiku pełnym (jak twierdził) własnego moczu umieścił plastikową figurkę Baracka Obamy. Dzieło zatytułował "Obama in Pee Pee", "Obama w siuśkach", po czym wystawił je na Ebayu.
Chodziło - jak twierdził - o przetestowanie hipokryzji lewicy, która powołuje się na Pierwszą Poprawkę do Konstytucji, gwarantującej wolność wypowiedzi. Jeśli lewica ma prawo do obrażania symboli religijnych tworząc "pseudosztukę", na przykład porównując Obamę do Jezusa - a jego zdaniem niestety ma - to on ma prawo tworzyć sztukę obrazoburczą dla lewicy. Beck oczywiście nawiązywał do znanej pracy Andresa Serrano Piss Christ, przedstawiającej zdjęcie krucyfiksu zanurzonego w zbiorniku z moczem. Atakowany przez Republikanów w latach 90., bronił go, m.in., "New York Times", powołując się właśnie na swobodę wypowiedzi artystycznej.
Prowokacja Becka nie wyszła i to z kilku powodów. Choć Ebay usunął aukcję za złamanie regulaminu (na portalu nie wolno sprzedawać moczu i "innych wydzielin"), wbrew oczekiwaniom Becka "lewicowe elity" nie wybuchły świętym oburzeniem, na co tak liczył. Jego pracę uznano po prostu za infantylną i wtórną. Lewicy daleko do reakcji choćby Ligi Katolickiej, która oburza się pracami Serrano i Antuono, domagając się przeprosin od twórców i chcąc cenzurować ich wystawianie.
Największy cios zadał sobie jednak sam Beck, kiedy wyjawił, że w słoiku było zwykłe piwo. Wyszło na to, że nie ma dość odwagi, żeby naprawdę wywołać skandal.
Paradoksalnie, jeśli Glenn Beck stworzył prawdziwe dzieło sztuki, to był nim długi wstęp do zanurzania Obamy - kpiarski wykład na temat pojęcia tabu i nagości w sztuce, w którym Beck udawał historyka sztuki, francuskiego malarza, a także cenzurował Rubensa. Był to naprawdę znakomity performance na temat stanu psychiki amerykańskiej skrajnej prawicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz