Jeśli przyjąć, że mitem politycznym nazwiemy każdą ideologicznie naznaczoną narrację w którą wierzy pewna grupa ludzi (abstrahując od tego czy mówi ona "prawdę" czy nie), to w Hollywood nie ma większego mitotwórcy niż Oliver Stone. Jest to reżyser, który od z górą dwudziestu lat w swoich filmach konsekwentnie wykłada widzom swoją wersję historii Stanów Zjednoczonych - wizję, jak doskonale wiadomo, bardzo krytyczną, choć podaną w atrakcyjnej formie. Urodzony 4 lipca, Wall Street, JFK, Nixon czy W. prezentują nam Stany Zjednoczone jako kraj rządzony przez kamaryle wielkiego biznesu i wojska, kierujące się agresywnym imperializmem, kraj spisków, zabójstw politycznych, etc.
Oto pojawia się nowa odsłona mitotwórczej narracji Stone'a. Stacja Showtime (ta od Dextera, Tudorów i Homeland) wyprodukowała właśnie dziesięcioodcinkowy serial dokumentalny Oliver Stone's Untold History of the United States w której Stone oraz współscenarzysta, historyk Peter Kuznick, oferują nam "ukrytą", "zatajoną", "przemilczaną" historię Stanów Zjednoczonych, historię "tak, jak nigdy wcześniej nie została opowiedziana".
Doświadczenie uczy, że do takich deklaracji zawsze trzeba podchodzić z dystansem - i słusznie. Owszem, ogląda się to nieźle, ale póki co, próżno szukać tutaj jakichś sensacyjnych informacji, zapomnianych faktów, rewolucyjnych interpretacji. Owszem, bardzo dobrze, że mówi o niektórych rzeczach, które nie są może "przemilczane", ale z pewnością niespecjalnie eksponowane: jak to USA dystansowały się od spraw europejskich, o silnym ruchu przeciwko przystępowaniu Stanów do II wojny światowej, o tym, że Stany Zjednoczone nie kwapiły się do przyjmowania żydowskich uchodźców z Niemiec. Problem polega jednak na tym, że zazwyczaj Stone wyważa drzwi już otwarte, obalając mity już dawno obalone.
Stone walczy z amerykańskim triumfalizmem, hurrapatriotyzmem, przekonaniem, że Stany Zjednoczone czynią tylko dobro za które należy im się wdzięczność całego świata. Ale w Hollywood - z wyjątkiem może filmów Michaela Baya czy Rolanda Emmericha - dominuje właśnie wizja dość krytyczna wobec poczynań Ameryki w polityce zagranicznej.
Zamiast zaoferować coś nowego, Stone prezentuje dobrze znaną, rewizjonistyczną (z braku lepszego słowa) wizję historii USA. Choć tłumaczy, że nakręcił ten serial dlatego, że dominująca w szkołach wersja historii jest zbyt uproszczona, w zamian oferuje nam wersję odmienną, ale równie łopatologiczną. W jego ujęciu historia Ameryki w wieku XX to historia niemal wyłącznie imperialistycznej agresji dokonywanej z poduszczenia korporacji i przemysłu zbrojeniowego. Zamiast "Ameryka jest wspaniała" dostajemy "Ameryka jest straszna" i pal sześć z subtelnościami, na które przecież powinno się składać się dobra opowieść historyczna.
Weźmy, choćby, jednego z niewielu - jego zdaniem - sprawiedliwych Amerykanów: Henry'ego Wallace'a, drugiego wiceprezydenta Roosevelta. Przedstawiony jest jako postać bez skazy, zapomniany bohater który poprowadziłby Stany w innym (jak sugeruje reżyser - lepszym) kierunku, unikając konfrontacji ze Związkiem Radzieckim i zimnej wojny. Z drugiej strony mamy Harry'ego Trumana, podżegacza wojennego, twórcę CIA i "kompleksu przemysłowo-wojennego".Owszem, krytyczne spojrzenie na dorobek tego prezydenta byłoby ze wszech miar słuszne, ale w serialu Stone'a Truman staje się niemalże własną karykaturą.
Harry Truman i Henry Wallace
Pauline Kael, wybitna krytyczka filmowa, określiła Stone'a mianem "tłuczka". "Jego jedyną techniką jest walenie widza po głowie tak długo, aż się podda. W jego pracy nie ma ani grama różnorodności albo zniuansowania". Choć może jest to opinia nazbyt krytyczna (i zarazem typowa dla Kael), to jednak nie da się zaprzeczyć, że finezja zaiste nie jest najmocniejszą stroną Stone'a.
Z serialem Stone'a jest jak z książkami Naomi Klein - co z tego, że słusznie przypomina pewne fakty i podaje w wątpliwość utarte interpretacje, jeśli do tego przemilcza inne fakty, niepasujące mu do teorii, a jego interpretacja jest równie uproszczona? Chcąc pokazać jak zmanipulowana, przekłamana jest "oficjalna" wersja historii, Stone wykorzystuje urywki starych filmów propagandowych. Sęk w tym, że w zamian daje nam jedynie inny film propagandowy - a to zdecydowanie za mało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz