Jutro
o 10 rano (czasu waszyngtońskiego) Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych ogłosi decyzję w
sprawie reformującej służbę zdrowia ustawy ACA, Affordable
Care Act z
2010 roku, popularnie nazywanej Obamacare. Choć, jako żywo, nie
znam się na kwestiach prawniczych, to jednak to, co w kontekście politycznym zazwyczaj
przedstawiane jest w kategoriach czarno-białych, wcale nie jest – jak to zwykle bywa – takie proste.
Po
pierwsze, niekoniecznie będzie tak, że Sąd Najwyższy ACA w
całości albo obali, albo utrzyma. Bardzo możliwe, że - tak
jak kilka dni temu w przypadku ustawy antyimigracyjnej z Arizony -
wyrok będzie (z braku lepszego słowa) „salomonowy”: niektóre
przepisy zostaną uznane za niekonstytucyjne, inne utrzymane.
Kluczowa będzie jednak decyzja w sprawie obowiązku posiadania
ubezpieczenia zdrowotnego.
Większość
– dwie trzecie – Amerykanów jest za zniesieniem ACA. To pokazuje
jak bardzo źle administracja Obamy „sprzedała” reformę opinii
publicznej, nie potrafiąc zwrócić uwagi na niewątpliwe korzyści
płynące z ustawy. Nie chodzi już nawet o to, że owe często
wspominane „40 milionów” Amerykanów otrzymają opiekę
zdrowotną. Statystycznego Amerykanina z klasy średniej niezbyt to,
niestety, obchodzi. Ale już to, że kompanie ubezpieczeniowe nie
mogą odmawiać już ubezpieczonym opieki medycznej z byle powodu –
np. z powodu błędu w formularzu – jest już rzeczą jak
najbardziej w interesie klasy średniej. Problemem (i błędem)
Demokratów jest to, że owe dwie trzecie „zwykłych Amerykanów”
skupiają się właśnie na „obowiązku ubezpieczenia”, który
zrównują z tyranią brytyjskiego króla Jerzego III (która,
nawiasem mówiąc, wcale nie była wcale taka straszna, ale mniejsza
z tym), a nie na wielu oczywistych korzyściach ACA.
Jeśli
Sąd Najwyższy zlikwiduje obowiązek ubezpieczenia (albo i całą
Obamacare), Republikanie z całą pewnością odtrąbią zwycięstwo
nad socjalistyczną tyranią Baracka Husseina Obamy. Może się
jednak okazać, że będzie to zwycięstwo pyrrusowe, a dla Sądu
Najwyższego prawdziwa klęska.
Obama
już raz starł się z Sądem Najwyższym, toteż jeśli silnie
upolityczniony Sąd zlikwiduje sztandarowe osiągnięcie jego
administracji, prezydent zapewne nie zawaha się zabrać w tej
sprawie głosu. Świetnie wpisze się to w przyjętą narrację jego
kampanii – ten sam Sąd, który służył interesom wielkich
korporacji (patrz niżej), robi to ponownie, tym razem
stając po stronie wielkiego biznesu ubezpieczeniowego, a nie
zwykłych obywateli – i taka retoryka może chwycić, o czym
Republikanie doskonale wiedzą.
O
ile w połowie lat 90. Sąd Najwyższy cieszył się zaufaniem prawie
90% obywateli, o tyle dziś jest to już mniej niż 50%. Więcej to
niż w przypadku Kongres, ale o to nietrudno – tak czy inaczej,
spadek zaufania i szacunku wobec Dziewięciorga Mędrców jest
widoczny gołym okiem. Sprawiły to bardzo kontrowersyjne decyzje
Sądu, przede wszystkim Bushv. Gore, czyli
uznanie za zwycięzcę wyborów prezydenckich w 2000 roku George'a W.
Busha, ale też CitizensUnited,
kiedy uznano, że korporacje mogą łożyć na kampanie wyborcze tyle
pieniędzy ile im się żywnie podoba.
Obie
te decyzje były w oczywisty sposób przychylne dla Republikanów, a
obecny Sąd Najwyższy, pod kierunkiem Johna Robertsa, uważany jest
za jeden z najbardziej konserwatywnych (i prorepublikańskich) od
wielu dekad. Sytuacja w której teoretycznie bezpartyjny Sąd
Najwyższy wyraźnie staje po jednej stronie sceny politycznej,
większości Amerykanów się nie podoba – nawet jeśli
równocześnie nie podoba im się rozpatrywana ustawa.
No
i wreszcie, last but not least, ostatni problem Partii Republikańskiej - Mitt Romney. Jeśli Obamacare zostanie zniesiona (albo
przynajmniej mocno osłabiona) prezydencki kandydat opozycji będzie
musiał zabrać głos i pochwalić "zwycięstwo zwykłych
Amerykanów” - nie będzie to łatwe, zważywszy na to, że
jako gubernator sam zafundował mieszkańcom Massachussetts
obowiązek ubezpieczenia zdrowotnego. Zresztą, jaka by nie byłaby
decyzja Sądu i co by przy jej okazji nie zrobił kandydat
Republikanów, opinia publiczna przypomni sobie o Romneycare. A nie
ma sposobu, żeby na tym dobrze wyszedł – dla lewicy będzie to
kolejnym przypomnieniem tego, że jest hipokrytą; dla prawicy, że
tak naprawdę nie jest prawdziwym konserwatystą. Tak źle i tak
niedobrze.
Paradoksalnie,
obie strony najbardziej skorzystają na sytuacji w której Sąd
utrzyma ACA. Kampania Obamy będzie mogła mówić „uchwaliliśmy
fajną ustawę, co potwierdził nawet Sąd Najwyższy”, a kampania
Romneya będzie nadal głosić, że socjalistyczne zagrożenie minie
dopiero wtedy, kiedy Romney wygra i zlikwiduje ACA w całości.
Jedno
jest pewne – będzie ciekawie.