poniedziałek, 18 czerwca 2012

O Watergate ciąg dalszy

Afera Watergate silnie zapisała się w amerykańskiej pamięci i na trwałe weszła do kultury popularnej - począwszy od Wszystkich ludzi prezydenta Alana Pakuli, z 1976 roku, gdzie Dustin Hoffman (jako Carl Bernstein) i Robert Redford (jako Bob Woodward) za radą "Głębokiego Gardła" mieli "podążać za pieniędzmi" - co w filmie brzmiało nieźle, ale było całkowicie wymyślone przez scenarzystów. 


Nie znaczy to jednak, że wszyscy Amerykanie interpretują Watergate w ten sam sposób. Z konieczności upraszczając, można powiedzieć, że istnieją cztery (a upraszczając jeszcze bardziej  - dwa) sposoby postrzegania Watergate:
  1. Pogląd skrajnej prawicy- Watergate było "pierwszym puczem medialnym w historii", histerią rozpętaną przez prasę żeby zniszczyć nielubianego prezydenta. Nixon został kozłem ofiarnym "liberałów", gdyż to (z)robił nie było - ich zdaniem - gorsze od tego, co robili inni prezydenci, szczególnie Kennedy i Johnson. Nikogo nie powinno zaskoczyć, że z taką perspektywą zgadzał się sam Richard Nixon.
  2. Pogląd umiarkowanej prawicy - "system zadziałał". Nixon stanowił zagrożenie dla demokracji, ale mechanizmy konstytucyjne zapobiegły katastrofie i sytuacja została naprawiona. 
  3. Pogląd umiarkowanej lewicy - "system prawie nie zadziałał". Jak wyżej, z tą różnicą, że "afera Watergate" wyszła na jaw jedynie dzięki przypadkowi, szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Tym razem się udało, ale czy uda się następnym razem?
  4. Wreszcie, skrajna lewica, której najbliżej jest w interpretacji do skrajnej prawicy, zgadzająca się z tym, że Nixon był "kozłem ofiarnym". Został rzucony przez media na pożarcie, żeby sprawić wrażenie, że  jego podsłuchy i tuszowanie tych  nielegalnych działań są "aferą" - tymczasem prawdziwą "aferą" jest cały amerykański ustrój. O tym właśnie mówił Noam Chomsky, kiedy stwierdził, że Watergate "to jak ujawnić, że dyrektor Murder Inc. oszukiwał na podatkach".
Amerykanom, w przeważającej większości uważającym swój ustrój za idealny (mimo wielu przykładów, które nakazywałyby podawać taką tezę w wątpliwość), najbardziej pasuje wizja środka: system zadziałał (o włos albo nie - bez znaczenia), czarna owca została usunięta, a harmonia przywrócona. 


W amerykańskiej pamięci - i kulturze masowej - opowieść o Watergate jest zatem opowieścią o zbrodni ukaranej, zwycięstwie "prostego człowieka" nad skorumpowaną władzą - tak  ukazują Watergate Wszyscy ludzie prezydenta, gdzie demokrację ratują de facto skromni dziennikarze. O tym, że takie historie Amerykanie lubią najbardziej, nikogo chyba nie trzeba przekonywać. O tym, że bardzo rzadko są one prawdziwe - również. Sami Woodward i Bernstein wielokrotnie mówili, że pogląd jakoby "to my sami, własnoręcznie obaliliśmy Richarda Nixona jest absurdalny".



Czy jednak wszystko zostało naprawione? Czy udało się zapobiec kolejnym "Watergate", a jeśli nie, to czy przynajmniej zdołano pociągnąć do odpowiedzialności tych, którzy złamali prawo? Jeśli spojrzeć na historię Stanów Zjednoczonych ostatnich czterdziestu lat, należałoby - niechętnie, ale jednak - choć po części przyznać rację radykałom z obu stron sceny politycznej. 
  • Administracja Reagana - za cichym przyzwoleniem prezydenta - sprzedawała broń wrogowi, Iranowi, a nielegalnie zdobyte pieniądze przekazywała nikaraguańskim contras. Sprawa zakończyła się dymisją sekretarza obrony i kilku innych niższych rangą ludzi. Zostali oskarżeni, ale ułaskawił ich następca Reagana i jego wiceprezydent, George H. W. Bush.
  • Administracja Busha syna ujawniła tożsamość agentki CIA, Valerie Plame, chcąc się zemścić na jej mężu, ambasadorze. Skończyło się na skazaniu szefa sztabu wiceprezydenta Dicka Cheneya, Scootera Libby'ego, którego prezydent wprawdzie nie ułaskawił, ale zamienił mu wyrok na wyrok z zawieszeniu. Biały Dom Busha ma równiez na koncie usuwanie z urzędu niewygodnych funkcjonariuszy publicznych, zakładanie podsłuchów o wątpliwej legalności oraz nadużycia w kwestii prowadzenia wojny. Sprawy porównywalne z tym, co robił Nixon, a jednak nigdy nie było realnych widoków na próbę impeachmentu Busha.
  • Dziś głośno jest o tym, że administracja Obamy dokonywała "kontrolowanych przecieków" do "New York Timesa" na temat "wojny z terrorem" i cyberataków na Iran, co miałoby pozytywnie wpłynąć na wizerunek prezydenta przed wyborami. Republikanie, od czterdziestu lat próbujący znaleźć sprawę, która stałaby się "demokratycznym Watergate" już porównują Obamę do Nixona - mniej więcej tak samo, jak robili wcześniej z Billem Clintonem, a nawet poczciwym Jimmym Carterem. Co więcej, przedstawiciele obu partii w Senacie zgodnie twierdzą, że sprawa przecieków na temat prowadzonej przez Obamę "wojny z terrorem" jest skandalem, ale administracja nie zgadza się na powołanie specjalnego prokuratora.
Rzadko się pamięta, żę afera Watergate - w szerszym sensie - zaczęła się od przecieków z Departamentu Obrony w 1971 roku, tzw. Pentagon Papers, dotyczących wojny w Wietnamie. Choć nie mówiły one o działaniach administracji Kennedy'ego i Johnsona, to Nixon, pod wpływem nacisków wściekłego Kissingera, polecił zastopować przecieki. W ten oto sposób powstała brygada nielegalnie działających "hydraulików" ("plumbers"), których zatrzymano w kompleksie Watergate w czerwcu 1972 roku.

Jak powiedział rok temu Daniel Ellsberg, człowiek, który ujawnił Pentagon Papers: Wszystkie przestępstwa, jakie wobec mnie popełnił Nixon, są dziś legalneEllsberg, oczywiście, przesadza - włamywanie się do gabinetu czyjegoś lekarza, żeby wydobyć kompromitujące materiały wciąż nie jest w Stanach Zjednoczonych legalne; podobnie jak całkowicie swobodne zakładanie przez służby podsłuchów. Prawdą jest jednak, że po aferze Watergate możliwości, jakimi dysponuje władza w kwestii bezpieczeństwa narodowego (ogólnie rzecz ujmując), nie zmniejszyły się, a zwiększyły. Kontrola ze strony innych gałęzi władzy - sądowniczej i ustawodawczej - także jest wyraźnie słabsza. "Imperialna prezydentura" Nixona trzyma się mocno.

Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że winny jest temu dominujący sposób przedstawiania "afery Watergate", o jakim pisałem wcześniej. Demokratyczne instytucje rzeczywiście ujawniły łamanie prawa na najwyższych szczeblach władzy, ale sposób, w jaki Watergate funkcjonuje w amerykańskim dyskursie, strywializował wydarzenia lat 1972-1974. Prędkość z jaką media próbują dodawać przyrostek -gate" do każdej kolejnej bzdurnej aferki sprawiają, że Amerykanom trudno odróżnić prawdziwe skandale,  poważne nadużycia władzy, od bzdurnych skandalików w rodzaju MonicagateTroopergate czy (o zgrozo) Nipplegate. Daje to Amerykanom złudne poczucie samozadowolenia, że kolejne skandale  władzy zostały ujawnione, a porządek za każdym razem przywrócono etc. 
"Jeśli prezydent coś robi, to znaczy, że nie jest to nielegalne" 
powiedział  w słynnym wywiadzie Richard Nixon. Co by o nim nie mówić, był to naprawdę mądry człowiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz