środa, 27 czerwca 2012

Przed jutrzejszym dniem sądnym

Jutro o 10 rano (czasu waszyngtońskiego) Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych ogłosi decyzję w sprawie  reformującej służbę zdrowia ustawy ACA, Affordable Care Act z 2010 roku, popularnie nazywanej Obamacare. Choć, jako żywo, nie znam się na kwestiach prawniczych, to jednak  to, co w kontekście politycznym zazwyczaj przedstawiane jest w kategoriach  czarno-białych, wcale nie jest – jak to zwykle bywa – takie proste.

Po pierwsze, niekoniecznie będzie tak, że Sąd Najwyższy ACA w całości albo obali, albo utrzyma. Bardzo możliwe, że - tak jak kilka dni temu w przypadku ustawy antyimigracyjnej z Arizony - wyrok będzie (z braku lepszego słowa) „salomonowy”: niektóre przepisy zostaną uznane za niekonstytucyjne, inne utrzymane. Kluczowa będzie jednak decyzja w sprawie obowiązku posiadania ubezpieczenia zdrowotnego.

Większość – dwie trzecie – Amerykanów jest za zniesieniem ACA. To pokazuje jak bardzo źle administracja Obamy „sprzedała” reformę opinii publicznej, nie potrafiąc zwrócić uwagi na niewątpliwe korzyści płynące z ustawy. Nie chodzi już nawet o to, że owe często wspominane „40 milionów” Amerykanów otrzymają opiekę zdrowotną. Statystycznego Amerykanina z klasy średniej niezbyt to, niestety, obchodzi. Ale już to, że kompanie ubezpieczeniowe nie mogą odmawiać już ubezpieczonym opieki medycznej z byle powodu – np. z powodu błędu w formularzu – jest już rzeczą jak najbardziej w interesie klasy średniej. Problemem (i błędem) Demokratów jest to, że owe dwie trzecie „zwykłych Amerykanów” skupiają się właśnie na „obowiązku ubezpieczenia”, który zrównują z tyranią brytyjskiego króla Jerzego III (która, nawiasem mówiąc, wcale nie była wcale taka straszna, ale mniejsza z tym), a nie na wielu oczywistych korzyściach ACA. 

Jeśli Sąd Najwyższy zlikwiduje obowiązek ubezpieczenia (albo i całą Obamacare), Republikanie z całą pewnością odtrąbią zwycięstwo nad socjalistyczną tyranią Baracka Husseina Obamy. Może się jednak okazać, że będzie to zwycięstwo pyrrusowe, a dla Sądu Najwyższego prawdziwa klęska.

Obama już raz starł się z Sądem Najwyższym, toteż jeśli silnie upolityczniony Sąd zlikwiduje sztandarowe osiągnięcie jego administracji, prezydent zapewne nie zawaha się zabrać w tej sprawie głosu. Świetnie wpisze się to w przyjętą narrację jego kampanii – ten sam Sąd, który służył interesom wielkich korporacji (patrz niżej)robi to ponownie, tym razem stając po stronie wielkiego biznesu ubezpieczeniowego, a nie zwykłych obywateli – i taka retoryka może chwycić, o czym Republikanie doskonale wiedzą.

O ile w połowie lat 90. Sąd Najwyższy cieszył się zaufaniem prawie 90% obywateli, o tyle dziś jest to już mniej niż 50%. Więcej to niż w przypadku Kongres, ale o to nietrudno – tak czy inaczej, spadek zaufania i szacunku wobec Dziewięciorga Mędrców jest widoczny gołym okiem. Sprawiły to bardzo kontrowersyjne decyzje Sądu, przede wszystkim Bushv. Gore, czyli uznanie za zwycięzcę wyborów prezydenckich w 2000 roku George'a W. Busha, ale też CitizensUnited, kiedy uznano, że korporacje mogą łożyć na kampanie wyborcze tyle pieniędzy ile im się żywnie podoba.

Obie te decyzje były w oczywisty sposób przychylne dla Republikanów, a obecny Sąd Najwyższy, pod kierunkiem Johna Robertsa, uważany jest za jeden z najbardziej konserwatywnych (i prorepublikańskich) od wielu dekad. Sytuacja w której teoretycznie bezpartyjny Sąd Najwyższy wyraźnie staje po jednej stronie sceny politycznej, większości Amerykanów się nie podoba – nawet jeśli równocześnie nie podoba im się rozpatrywana ustawa.



No i wreszcie, last but not least, ostatni problem Partii Republikańskiej - Mitt Romney. Jeśli Obamacare zostanie zniesiona (albo przynajmniej mocno osłabiona) prezydencki kandydat opozycji będzie musiał zabrać głos i pochwalić "zwycięstwo zwykłych Amerykanów” - nie będzie to łatwe, zważywszy na to, że jako gubernator sam zafundował mieszkańcom Massachussetts obowiązek ubezpieczenia zdrowotnego. Zresztą, jaka by nie byłaby decyzja Sądu i co by przy jej okazji nie zrobił kandydat Republikanów, opinia publiczna przypomni sobie o Romneycare. A nie ma sposobu, żeby na tym dobrze wyszedł – dla lewicy będzie to kolejnym przypomnieniem tego, że jest hipokrytą; dla prawicy, że tak naprawdę nie jest prawdziwym konserwatystą. Tak źle i tak niedobrze.

Paradoksalnie, obie strony najbardziej skorzystają na sytuacji w której Sąd utrzyma ACA. Kampania Obamy będzie mogła mówić „uchwaliliśmy fajną ustawę, co potwierdził nawet Sąd Najwyższy”, a kampania Romneya będzie nadal głosić, że socjalistyczne zagrożenie minie dopiero wtedy, kiedy Romney wygra i zlikwiduje ACA w całości.

Jedno jest pewne – będzie ciekawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz