Stało się. Budżetowa gilotyna, dotychczas odkładana i odkładana, spadła ostatecznie w nocy z 28 lutego na 1 marca. Przy okazji sekwestracji Barack Obama popełnił poważny błąd, którego - mimo PR-owego wysiłku jego sztabu - tak łatwo mu się nie wybaczy.
Nie chodzi wcale o to, że jego doradca rzekomo groził dziennikarskiej gwieździe, Bobowi Woodwardowi, który w końcu ma już na koncie obalenie jednego prezydenta. Okazało się bowiem, że "groźby" Białego Domu były niezwykle uprzejme, a reakcja Woodwarda nieco przesadzona.
Błąd polega na tym, że Barack Obama, pierwszy w Białym Domu fan popkultury z prawdziwego zdarzenia, pomylił Gwiezdne Wojny ze Star Trekiem. W czasie konferencji prasowej powiedział, że nie może zmusić Republikanów do zawarcia porozumienia za pomocą "Jedi mind-meld", myląc sztuczki Jedi z telepatycznymi umiejętnościami Wulkanów.
Sprawa pozornie drobna, ale nie dla nerdów. W internecie zawrzało - fani zaczęli się oburzać, domagać sprostowania, co bardziej porywczy nawet żądać impeachmentu. Biały Dom zareagował natychmiast, umieszczając link do strony wh.go/jedimindmeld, na której znalazł się prezydencki plan uniknięcia sekwestracji - dowcipnie i celnie (tym razem) nawiązując do Gwiezdnych Wojen i Star Treka. Nie wszystkich fanów to usatysfakcjonowało, ale z pewnością przydało kolejnych punktów Obamie w toczącej się wojnie o przychylność amerykańskiej opinii publicznej.
Sekwestracja pomyślana była jako straszak wobec Kongresu, mający zmusić Demokratów i Republikanów (głównie tych drugich) do kompromisu w sprawie wydatków państwowych. Był to pomysł mniej więcej tak samo głupi, jak plan Federacji Handlowej, żeby za pomocą tajnej blokady Naboo zmusić galaktyczny senat do zmiany podatków.
Straszak stał się jednak rzeczywistością, gdyż obie strony uznały, że będą w stanie wykorzystać kryzys na swoją korzyść. Republikanie chcieliby zaprezentować się w charakterze niestrudzonych bojowników o mniejszy budżet i niskie podatki, dzielnych rebeliantów walczących z opresyjnym, totalitarnym imperium.
Sęk w tym, że opinia publiczna odbiera GOP raczej tak, jak chciałby tego Biały Dom - jako ideologicznie zaślepionych sojuszników wielkiego biznesu. Przypominają nie tyle Sojusz Rebeliantów, ile separatystów z Konfederacji Niezależnych Systemów pod wodzą hrabiego Dooku - walczących rzekomo o niezależność od opresyjnej władzy, ale tak naprawdę służących potężnym galaktycznym korporacjom oraz znacznie mroczniejszym siłom.
Póki co, wydaje się, że zgadzając się na sekwestrację, Republikanie wpadli w PR-ową pułapkę zastawioną przez Obamę. It was a trap! Choć, jak doskonale wiadomo, nie z takich zasadzek wychodzono cało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz