piątek, 22 marca 2013

Santorum-Gingrich 2012! (albo odwrotnie)

W komedii Obywatele prezydenci (My Fellow Americans) John Lemmon i James Garner grają dwóch byłych prezydentów z opozycyjnych partii - Republikanina Kramera i Demokratę Douglasa. Są zajadłymi przeciwnikami politycznymi, serdecznie się nieznoszą, występowali przeciwko sobie w przeszłości, ale wspólne traumatyczne przejścia w połączeniu z niechęcią wobec innych polityków sprawiają, że Douglas i Kramer postanawiają wystartować razem w wyborach. Nie mogą tylko dojść do porozumienia w kwestii tego, który z nich zostanie kandydatem na prezydenta, a który na wice. Dziś dowiedzieliśmy się, że niemal równo rok temu political fiction, (dostosowane do panujących realiów, rzecz jasna) prawie stało się ciałem. Dość upiornym ciałem, dodajmy.


Okazuje się, że w czasie ubiegłorocznych republikańskich prawyborów, Rick Santorum i Newt Gingrich, prawie zgodzili się na wspólne wystartowanie we właściwych, listopadowych, wyborach, pod wspólnym, konserwatywnym "Unity Ticket". Obaj kandydaci nie znosili się serdecznie i atakowali się bez pardonu: Gingrich zarzucał Santorumowi, że służy wielkim korporacjom; Santorum Gingrichowi, że zmienia poglądy (i żony) jak rękawiczki. 

Byli jednak zgodni w dwóch kwestiach: po pierwsze, że Obama jest socjalistą, który planuje zniszczyć Amerykę; po drugie, że (względnie) centroprawicowy Mitt Romney byłby (jak ujął to Santorum) "najgorszym Republikaninem jakiego można wystawić przeciwko Obamie". Postanowili zatem stworzyć konserwatywną alternatywę, stanowiącą odpowiedź na głośno artykułowane wśród republikańskich wyborców hasło: Anybody But Romney - "Każdy, byle nie Romney".


Negocjacje między oboma sztabami zaczęły się w lutym, po tym jak Gingrich i Santorum wygrali kilka prawyborów, głównie na Południu, ale ostatecznie zaczęło zanosić się na wygraną Romneya.  Konserwatyści uznali, że tylko łącząc siły zdołają zablokować nominację Romneya. Dlaczego ostatecznie nie wyszło? Odpowiedź jest chyba oczywista - nie mogli się porozumieć w kwestii tego, czy będzie to kampania Santoruma i Gingricha, czy Gingricha i Santoruma. Każdy uważał, że to ON powinien być kandydatem na prezydenta - żaden nie chciał ustapić i zgodzić się na bycie wiceprezydentem, czyli de facto kwiatkiem do kożucha. Santorum argumentował, że to on zwyciężył dotyczczas w większej ilości stanów - Gingrich, że jest starszy od Santoruma, więc młodszy powinien ustąpić. Ostatecznie, to właśnie on zawiesił rozmowy i postanowił dalej próbować samemu - jak się wszystko skończyło, doskonale wiemy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz