wtorek, 16 kwietnia 2013

Teoria spisku


Za wcześnie jeszcze na ostateczne wnioski, ale zdaniem częśco specjalistów wiele wskazuje na to, że bomby, które wczoraj wybuchły w Bostonie, podłożyła raczej nie Al-Kaida i jej podobni, ale amerykańscy, antyrządowi terroryści.

Po pierwsze, pasuje data – bostoński maraton organizowany jest z okazji Dnia Patriotów, upamiętniającego bitwę pod Lexington i początek amerykańskiej wojny o niepodległość. Do tego 19 kwietnia mija 19. rocznica zamachu bombowego w Oklahomie, zorganizowanego przez prawicowego ekstremistę, Timothy'ego McVeigha. Po drugie, wedle wstępnych raportów, bomby wykonane były na sposób chałupniczy, przypominały ładunki zdetonowane w Atlancie w 1996 roku, kiedy religijny fanatyk dokonał zamachu w czasie olimpiady, walcząc z dyktatem „homolobby” i "zakończyć holokaust aborcji". Jakby tego było mało, w dzień zamachów przypadał Tax Day, czyli dzień wysyłania ichniejszych PITów – kolejny symboliczny dzień dla tych, którzy walczą z rzekomą tyranią rządu federalnego.


Bez względu na to, kto stał za zamache, prawicowe oszołomy już znają odpowiedź.  Alex Jones, czołowy amerykański tropiciel spisków określił zamachy mianem false flag, prowokacji, sugerując, że za zamachem stał rząd, chcący wykorzystać go do dalszego ograniczania swobód obywatelskich na czele ze świętym prawem do posiadania broni. Niektózy mają już nawet coś na kształt dowodu: o tym, że władze wiedziały o zamachu ma świadczyć to, że na chwilę przed wybuchami z głośników na trasie maratonu padło polecenie, by ludzie zachowali spokój. Proste? Proste.

Monice Olejnik dostało sie za napisanie na fejsbuku "Dwa wybuchy - w Bostonie, a nie w Smoleńsku". Wpis mało taktowny, zgoda, ale być może celniejsze, niż to się początkowo wydawało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz