niedziela, 6 stycznia 2013

Mahoniowe skrzyneczki

Bez większego echa przeszła wiadomość, że w ubiegły piątek Barack Obama został ponownie wybrany prezydentem (surprise! surprise!). Była to, oczywiście, czysta formalność, ale stare demokracje lubimy m.in. właśnie za takie pozornie bezsensowne tradycje. W Wielkiej Brytanii mamy urząd królewskiego bailiffa Chiltern Hundreds*, w Stanach Zjednoczonych coroczne ułaskawianie indyka i - właśnie - oficjalne wybieranie prezydenta.

Odbyło się ono w następujący sposób:

1. Po głosowaniu w listopadzie, gubernator każdego stanu musiał przygotować Certificates of Ascertainment, certyfikaty stwierdzenia, potwierdzające wybór elektorów. Dwa egzemplarze z każdego stanu trafiły do Archiwów Narodowych, reszta czekała na spotkanie elektorów. Wszystkie niejasności w tej kwestii musiały być wyjaśnione najpóźniej na sześć dni przed zebraniem.

Certyfikaty z 2008 roku, z Alaski (strona ostatnia, z podpisem gubernator Sary Palin) i  Kalifornii (strona 1) 

2.  W pierwszy poniedziałek po drugiej środzie grudnia, rzeczeni elektorzy zebrali się w swoich stanach - kolegium elektorskie de facto nie istnieje, bo nigdy nie obraduje razem. Głosy oddawali osobno na prezydenta, osobno na wiceprezydenta (dziękujemy ci, 12. poprawko do konstytucji, inaczej wiceprezydentem byłby Mitt Romney). 

Wyniki zapisuje się na certfikatach głosowania (Certificates of Vote), zawierających  wszystkich ludzi, którzy otrzymali jakikolwiek głos - czyli, w teorii, także głosy tzw. "niewiernych elektorów", głosujących inaczej niż ich stan. Np. w 2004 roku jeden z elektorów pomyłkowo zagłosował na Johna Edwardsa na prezydenta (a nie wiceprezydenta). Od tamtej pory zmieniono prawo, wprowadzając głosowanie jawne i możliwość unieważnienia "niewiernego głosu".

Certyfikat z Minnesoty, z 2004 roku

Powstaje sześć certyfikatów głosowania: jeden trafia do wiceprezydenta; dwa trafiają do Archiwów Narodowych; dwa do sekretarza danego stanu (którego główną funkcją jest zazwyczaj właśnie nadzorowanie wyborów), a jeden - jako zapasowy - do sędziego właściwego stanowi sądu okręgowego. 

Certyfikaty wysłane do Waszyngtonu trafiają do dwóch mahoniowych skrzynek, rozdysponowane alfabetycznie - w jednej są od Alabamy do Missouri, w drugiej od Montany do Wyoming - z czego wynika, że pierwsza skrzyneczka jest cenniejsza votewise.

Congressional pages (paziowie? gońcy?) niosą skrzyneczki.

3. Na połączonej sesji Kongresu, której przewodniczyli wiceprezydent Biden i spiker Boehner, dwóch senatorów i dwoje reprezentantów (z obu partii) na zmianę ogłaszało wyniki głosowania z kolejnych stanów. 

Teoretycznie powinno się to odbyć 6 stycznia, czyli dziś, ale ponieważ mamy niedzielę, Kongres wyjątkowo pozwolił podliczyć głosy w piątek. 

Sesja nie cieszyła się zainteresowaniem - była na niej Nancy Pelosi, Boehner wyglądał na zbolałego, a Paul Ryan nie przyszedł. Więcej ludzi było na widowni, niż na sali obrad. Wszystko trwało zaledwie pół godziny. Całość (dla BARDZO zainteresowanych) tutaj.


4.  Obama zostanie oficjalnie zaprzysiężony na drugą kadencję 20 stycznia, w niedzielę za dwa tygodnie.


* Królewski zarządca i bailiff Chiltern Hundreds (Crown Steward and Bailifff of the three Chiltern Hundreds of Stoke, Desborough and Burnham) oraz Królewski zarządca i bailiff Northstead są starodawnymi urzędami nadawanym osobie, która chce zrezygnować z Izby Gmin. Ponieważ oficjalnie nie można "zrezygnować", poseł musi zwrócić się do Kanclerza Skarbu z prośbą o mianowanie go bailiffem tego i owego, gdyż objęcie urzędu płatnego z "królewskiej szkatuły" (1 funt rocznie) nie pozwala na zajmowanie stanowiska posła. Na koniec akcent polski: obecnym bailiffem Chiltern Hundreds jest Dennis MacShane, urodzony jako Dennis Matyjaszek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz