środa, 9 stycznia 2013

Epoka Nixona

Stulecie urodzin Ronalda Reagana dwa lata temu obchodzono z wielką pompą: dwumetrowy tort, pokryty tysiącami tak lubianymi przez "Gippera" żelków; pokaz lotniczy, składanie wieńców, przemówienia czołowych Republikanów etc. Dziś - właściwie bez echa - przypada setna rocznica urodzin innego republikańskiego prezydenta, który na prawie 30 lat aktywnie zdominował amerykańską scenę polityczną. 9 stycznia 1913 roku w kalifornijskim Whittier urodził się Richard Milhous Nixon, "jedyny amerykański prezydent wobec którego absolutnie nie sposób być obojętnym".



Jeśli zgodzimy się z klasyczną definicją tragedii, to Nixon był postacią tragiczną - człowiekiem nieprzeciętnym, obdarzonym niezwykłymi przymiotami intelektu, który nosił w sobie skazę, człowiekiem doprowadzonym do upadku przez swoją własną hybris. Powiedzieć o Nixonie, że był pełen sprzeczności, to nie powiedzieć nic. 


  • Niebywale inteligentny i oczytany, mistrz polityki zagranicznej, był równocześnie egocentrycznym, mściwym, zakompleksionym "seryjnym kolekcjonerem uraz", którego zgubiły paranoja i nieufność we własne siły. Paradoks tragiczny Nixona polegał na tym, że jego ludzie wcale nie musieli zakładać podsłuchu w sztabie Demokratów w kompleksie Watergate - jak miało się okazać, uwielbiany przez wyborców Nixon wygraną w 1972 roku miał w kieszeni.

  • Introwertyk w zawodzie ekstrawertyka. Wycofany, nieznoszący tego wszystkiego, co składa się na współczesną politykę - poklepywania po plecach, ściskania dłoni, całowania dzieci i ciągłego kontaktu z ludźmi - który nie był w stanie oprzeć się polityce i poświęcił jej całe swoje życie.

  • Jeden z pionierów nowego medium, jakim była wówczas telewizja, który do mistrzostwa opanował manipulację i wykorzystywanie telewizji do celów PR-owych (Checkers!), ale któremu do dziś pamięta się głównie przegraną (pod względem wizerunkowym, dodajmy) debatę z Kennedym w 1960 roku.

  • Mistrz politycznych powrotów, który po przegranych wyborach w 1960 i 1962 (gdy ubiegał się o fotel gubernatora Kalifornii), kiedy wszyscy wysłali go na polityczną emeryturę (z nim samym włącznie), po sześciu latach został kandydatem swojej partii na prezydenta i jako jedyny człowiek w USA dwukrotnie został wybrany wiceprezydentem i prezydentem.


    • Ucieleśnienie amerykańskiego konserwatyzmu, dla Nowej Lewicy wręcz faszysta i reakcjonista, planujący zdemontować Rooseveltowski New Deal i Johnsonowskie Great Society, którego administracja była jedną z najliberalniejszych w powojennej Ameryce. Wydatki federalne na programy społeczne wzrosły z 28 do 40 procent budżetu; czterokrotnie wzrosło federalne wsparcie dla sztuki i kultury poprzez National Endowment for the Arts, NEA; powstała też Agencja Ochrony Środowiska, EPA. Nie udało mu się - choć próbował -  wprowadzić powszechnej opieki zdrowotnej i programu zasiłku dla biednych.

    • Antysemita, który otaczał się Żydami (Hello, Henry). Umiejętnie grał na rasistowskiej nucie, ale to jego administracja de facto wprowadziła akcję afirmatywną i zdecydowanie wprowadzała desegregrację szkolnictwa.

    • Nixon był - obok senatora McCarthy'ego - symbolem  antykomunizmu lat 50. i odegrał swoją niechlubną rolę w polowaniach na czarownice, ale zarazem to właśnie on nawiązał stosunki z komunistycznymi Chinami i doprowadził do odprężenia w stosunkach ze Związkiem Radzieckim.




    Sprowadzanie Nixona tylko do roli dyżurnego złoczyńcy amerykańskiej prezydentury - a tak, zazwyczaj funkcjonuje w kulturze popularnej - jest ogromnym uproszczeniem, na które jednak - co trzeba przyznać - Nixon w dużej części zapracował. Nie sposób jednak przecenić jego wpływu na kształt dzisiejszej polityki Stanów Zjednoczonych i nie jest przesadą określenie drugiej połowy XX wieku mianem "epoki Nixona", którego użył Bob Dole w mowie pogrzebowej byłego prezydenta.


    • To Nixon zakończył wymienialność dolara na złoto, rozmontowując tym samym powojenny system z Bretton Woods - na dobre i na złe. O tym, jak bardzo zmieniło świat (i Amerykę szczególnie) "otwarcie" Chin, nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć
    • To Nixonowska "południowa strategia" doprowadziła do tego, że Południe stało się bastionem Republikanów, którzy w dodatku coraz bardziej skręcili na prawo, czego skutki możemy dziś obserwować w całej rozciągłości.
    • To Nixon odpowiada za dzisiejszy podział na Amerykę "czerwoną" i "niebieską", demokratyczną i republikańską, konserwatywną "milczącą większość" (za której czempiona się uważał) i wspieraych przez "mainstreamowe media" "liberałów", dwie Ameryki, które się nie znoszą i boją się siebie nawzajem.
    • To Nixonowska wizja "imperialnej prezydentury", jeszcze bardziej poszerzającej uprawnienia prezydenta, zwłaszcza w dziedzinie polityki zagranicznej, (Jeśli prezydent coś robi, to znaczy, że nie jest to nielegalne) zdominowała dziś myślenie o Białym Domu. Dzisiejsza prezydentura - jak widać nie tylko na przykładzie Busha juniora, ale też Obamy i jego dronów w Afganistanie - zawdzięcza bardzo wiele Nixonowi.

    Mimo swojego znaczenia (a może po części też właśnie z jego powodu) Nixon stał się dla wszystkich - Republikanów czy Demokratów - postacią niewygodną, o której lepiej nie przypominać za często. Podważa wiarę w nieomylność i doskonałość amerykańskiego ustroju, ba, jest najlepszym przykładem wad tego systemu: pokazujac zagrożenia jakie niesie ze sobą zbyt silna prezydentura czy podając w wątpliwość zdrowy rozsądek amerykańskiego elektoratu ("jakim cudem wybraliśmy go aż dwa razy?").

    "Kiedy patrzą na ciebie", mówi grany przez Anthony'ego Hopkinsa Nixon w filmie Olivera Stone'a, patrząc na portret Kennedy'ego, "widzą  tego, kim chcieliby być. Kiedy patrzą na mnie, widzą kim są".


    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz