niedziela, 20 maja 2012

"Election should feel good!"

Popkultura i polityka zazębiają się czasem przedziwny sposób. 

To, że przemysł erotyczny błyskawicznie reaguje na wydarzenia ze świata popkultury wiadomo nie od dziś. Pornograficzne wersje "Harry'ego Pottera", "Piratów z Karaibów" czy choćby - jak ostatnio - "The Avengers", pojawiają się tuż po premierze oryginału. 

Od pewnego czasu pojawiają się też filmy dla dorosłych odnoszące się do bierzących wydarzeń politycznych. Choć pornoparodie nieco chętniej biorą za cel konserwatywnych (i sprzeciwiających się pornografii w ogóle) polityków republikańskich, to jednak pornografia zasadniczo nie dyskryminuje - mamy zatem filmy o Hillary Clinton (Hillary for President) i o Baracku Obamie (Barack's Presidential Briefs), choć z pewnością najlepiej znane jest Who's Nailin' Paylin, wyprodukowany przez Larry'ego Flynta film o seksualnych przygodach niejakiej Serry Paylin, która w odpowiednich momentach krzyczy "You betcha!" albo "Drill, baby, drill!".



Rzecz jasna, z nielicznymi wyjątkami politycy (płci obojga) nie są na tyle atrakcyjni, żeby to właśnie ich "obecność" na ekranie wywoływała u widzów podniecenie, zasadniczo związane z takimi produkcjami. Doskonale wiadomo, że chodzi przede wszystkim o parodię, o wyśmianie/upokorzenie nielubianych postaci. Choć zwykło się przy tym uważać, że pornoparodia  z definicji musi być czymś prymitywnym, humor w takich filmach jest czasem chyba lepszy od tego, który znamy z polskiej "satyry politycznej".



Słynnym pierwowzorem pornoparodii był może nie pornograficzny, ale z pewnością nieobyczajny film z 1971 roku pt. Tricia's Wedding, opowiadający o weselu córki Richarda Nixona w czasie którego LSD w ponczu doprowadza do rozluźnienia obyczajów zaproszonych gości: m.in. królowej Elżbiety, Goldy Meir, Micka Jaggera, Jackie Kennedy oraz samego prezydenta. Jeśli dodać, że w rolach głównych wystąpiła słynna grupa drag queens z San Francisco, The Cockettes, nic dziwnego, że szef sztabu Nixona, Haldeman, zorganizował nawet potajemny pokaz w Białym Domu, żeby zdecydować czy podejmować jakieś działania przeciwko twórcom.




roku 2008 roku pewna firma z seksualnymi akcesorami stworzyła linię zabawek dla dorosłych odnoszących się do ówczesnej kampanii wyborczej. Można było zatem wybierać między dmuchaną lalą Sary Palin, dildem w kształcie Obamy (o nazwie "Head of State") czy - niekoniecznie (na szczęście!) - sekszabawką, dziadkiem do orzechów w kształcie Hillary.



Teraz, przy okazji dogorywających republikańskich prawyborów, artysta Matthew Epler, nie kryjący swoich prodemokratycznych sympatii, stworzył "Grand Old Party" - linię dildo w kształcie chronologicznych notowań poszczególnych kandydatów wśród zarejestrowanych  Republikanów. Cały pomysł, w najeżony aluzjami sposób, objaśnia tutaj




Pomysł może nieco (Pardon my French) "z dupy", ale cóż, nadeszło nieuniknione - filmy pornograficzne o politykach okazały się być niewystarczającym political statement.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz